<<< poprzedni odcinek | następny odcinek >>> |
Z Nukusu do Chiwy jest około 250 kilometrów. Po karakałpackich bezdrożach jazda dziurawą autostradą z podróżną prędkością 140 km/h była ciekawą odmianą. Samochodów nie mijaliśmy dużo, choć to droga najbardziej główna i w zasadzie jedyna przelotowa. Krajobraz dalej pustynny, ale już nie tak równinny. Pagórki, z których czasem wyrastały bardziej ostre różnokolorowe skały. Czasem minęliśmy jakąś osadę wokół fabryki, bardzo rzadko dostrzec można było niewielkie stado wielbłądów, albo kóz czy owiec. Przez większość czasu przeważał jednak żółty kolor piasku urozmaicony kępkami suchych traw i krzaków.

Sam Urgencz zaskoczył mnie zielenią, czystością na ulicach i świeżością odnowionych budynków. Nie miał nic wspólnego z zapyziałym i szarym Nukusem. Nawet powietrze pachniało inaczej. Nie zatrzymując się, po 25 kilometrach dotarliśmy do Chiwy. Po drodze minęliśmy pola przygotowane do wzrostu bawełny. Przy szosie liczne drzewa i nawet niewielkie zagajniki, w samym mieście całkiem zielono. Dość zaskakujące po tych kilku pustynnych dniach.

No dobrze, zbliżał się zmierzch i chcieliśmy z wysokości miejskich murów, zobaczyć miasto wyglądające jak z baśni tysiąca i jednej nocy. Pojawił się jednak pewien problem, który dość gwałtownie zburzył nasz zachwyt: Marcin nie miał swojego, kupionego tuż przed wyjazdem, fotograficznego aparatu...
<<< poprzedni odcinek | następny odcinek >>> |
0 komentarzy:
Publikowanie komentarza