<<< poprzedni odcinek | następny odcinek >>> |
Droga z Moynaqu do Kungradu mogłaby być prawie linia prostą. Mogłaby być, gdyby nie grób miejscowego szejka. Wytyczono na mapie linię i dopiero w trakcie budowy okazało się, że trasa zakłócałaby spokój świętego męża. Nie dyskutowano wiele, choć było to za głębokiego sojuza. Miejscowi wiedzieli swoje, oficjalnym argumentem zostały trudności geologiczne i drogę wygięto w łuk, by ominąć o kilkaset metrów święte miejsce. Nie wszyscy jednak akceptują ten fakt.
Tradycja nakazuje, że jeśli zatrzymasz się w pobliżu, powinieneś oddać hołd przy grobie i zostawić trochę drobnych jako ofiarę. Jak wieść gminna niesie, jakiś czas temu podróżował tu Karakałpak z Rosjaninem. Było już ciemno, gdy zatrzymali się w pobliskim lesie za potrzebą. Miejscowy zgodnie ze zwyczajem zostawił parę drobnych między gałęziami drzew i poradził Rosjaninowi, by zrobił to samo. Ten obruszył się, że nie wierzy w zabobony i nie będzie wyrzucał pieniędzy w błoto. Machnął ręką i poszedł w krzaki. Nie było go dłużej niż mogłaby na to wskazywać sytuacja i kierowca zaczął się już niepokoić. Nagle spomiędzy drzew doszedł wściekły krzyk. Kierowca wyciągnął z samochodu latarkę i pobiegł do lasu. Szybko znalazł Rosjanina, który wściekły trzymał się za głowę, cały ubrudzony krwią i ziemią. Twierdził, że wpadł po ciemku na drzewo, ale Karakałpak wiedział swoje. To szejk rozgniewany rosyjską pychą pokazał jak powinno traktować się zarozumiałych chłopców.
- Zobacz, tam po prawej stronie, taki nieduży budynek z cegły – powiedział Szymbergen do Marcina. – Nie wolno pokazywać grobu palcem. Powiedz Igorowi, że tam jest ten grób, tylko pamiętaj żeby nie pokazywać palcem.
Marcin odwrócił się do nas i przetłumaczył słowa Szymbergena. Wyrwana ze snu Aldona nie bardzo wiedziała, co się dzieje. Gdy się dowiedziała, stwierdziła, że nie widzi żadnego budynku.
- Marcin, gdzie?!
- No tam, między drzewami – Marcinowi wskazujący palec sam się wyciągnął w odpowiednim kierunku.
- Nie pokazuj palcem! – prawie krzyknął Szymbergen.
- O! Przepraszam – zawołał Marcin.
- Tu nie ma co przepraszać! Na przeprosiny już za późno. Teraz trzeba palec uciąć! – odpowiedział ze śmiechem Szymbergen.
W Nukusie spotkaliśmy się znowu z Tazabayem. Przy rozliczeniu zaczął się kolejny i nieostatni kołowrót ze starymi dolarami. Wychodziło na to, że nie mamy tyle „dobrych” dolarów. Liczenie na to, że w obrocie nieoficjalnym data wydrukowana na banknocie nie będzie miała znaczenia okazało się zbyt daleko idącym optymizmem. optymizmem tej sytuacji musieliśmy pojechać do banku. Tazabay twierdził co prawda, że w żadnym banku w Nukusie nam ich nie przyjmą, ale uparliśmy się. I to skutecznie. Po wezwaniu kierownika zmiany przyjęcie wszystkich spornych banknotów okazało się możliwe. Tazabay dostał swoja dolę kilku kupek somów i mogliśmy przejść do tematu dojazdu do Chiwy.
Cena kierowcy, którego załatwił Tazabay nawet dla początkujących turystów po Uzbekistanie była sufitowa. Podziękowaliśmy zatem i postanowiliśmy szukać szczęścia na postoju taksówek przy bazarze. Marcin z Gośką długo się targowali, ale gdy z kierowcą z najlepszą ceną przywitał się facet od Tazabaya, nie było sensu tego przeciągać. Stanęło na 58 tys. somów. Czyli niecałe 100 zł za prawie 300 km odcinek - i tak nie najgorzej. Zapakowaliśmy plecaki do bagażnika i pojechaliśmy do wybranej przez taksówkarza restauracji. Miało być smacznie i niedrogo. I tak było.
<<< poprzedni odcinek | następny odcinek >>> |
a widziałeś cmentarzysko w kairze? słowo nekropolia pasuje jak ulał, to całe miasto w którym mieszkają i umarli i żywi...
OdpowiedzUsuńNie widziałem cmentarzyska w Kairze. Nie widziałem Kairu :( Ale chyba jestem sobie w stanie to wyobrazić ;-)))) Kiedyś się może tam wybiorę ;-) Ale chyba raczej nieprędko... Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń