Przez ostatnie cztery dni rozszalały się demony na Otrycie. Niewinnie rozpoczęta podróż nocnym pociągiem do Zagórza przekształciła się w rozedrgany surrealistyczny koncert na gitarę i harmonijkę w otoczeniu okładających się pięściami żołnierzy na przepustce. Na szczęście dostrzegłem to już po fakcie i po tym, jak pomiędzy wirującymi ramionami dotarłem nietknięty do własnego przedziału. Poranna wysiadka w Sanoku połączona była z zaskakującymi pozdrowieniami z okien pociągu dla Pana Harmonijki. Dojazd autobusem do Dwernika był, zgodnie z przewidywaniami, kolejnym „najdłuższym przejazdem w moim życiu”.
Tyle preludium. Później było coraz gęściej. Nocnego wycia na Ganku Chaty nie dało się znieść na trzeźwo, zatem około pierwszej w nocy nie wytrzymałem i przystąpiłem do konsumpcji. Strojenie na wódkę zadziałało i nieskoordynowane dźwięki dawało się na powrót złożyć do kupy. Jedni kładli się spać, inni wstawali, lecz gdy świt rozjaśnił gęstą mgłę Chata zamarła, zasłuchana już tylko w szczebiot ptaków. Można się było położyć.
Następnego dnia udało się w końcu odrobinę porozmawiać z tym, z kim należało. Udało się też zaimpregnować deski podłogowe i kilka z nich przybić. Udało się, choć było trudno. Nieustający deszczyk majowy dbał o świeżość wody w ujęciu i poślizg na glinianych ścieżkach. Świat kołysał do snu jednych bardziej, innych mniej. Wieczorem znowu koncert na gitarę, harmonijkę i dwadzieścia gardeł, przerywany meczami szachów siedmioletniej dziewczynki z dorosłymi facetami. Asia poznała reguły przed paroma godzinami, lecz rozkładała na łopatki kolejnych śmiałków, którzy zdecydowali się poddać szachowej próbie.
Koncert zakończył się, gdy główni grajkowie dojrzeli do nocnej dyskusji o transcendentnych rzeczywistościach. Dyskusja ta zabiła nawet najbardziej wytrwałe w oczekiwaniu świtu jednostki i zakończyła się, jak większość nocnych dyskusji, gdy zawitał do Chaty widok kolejnej mgły za oknem, w towarzystwie śpiących zwłok. Kilka godzin snu, porządki i kolejne deski na podłodze, kolejne wyjście po zakupy, kolejne niedotrzymane słowa, kolejne złamane postanowienia, kolejne papierosy, kolejne wiadra z wodą, kolejne kosze drewna i kolejny wieczór pełen napięć i wyładowań.
Gdy ostatnie dziewczyny poszły spać, kontemplowałem, w towarzystwie dwójki pasjonatów otryckich poranków, proces rysowania przez świt drzewa na tle nieba. Towarzyszyło temu radio trzech tenorów, recytujących pieśń o niedostępności dla płci żeńskiej pewnej sfery duchowości, zarezerwowanej dla szamanów i magów. Zakrzywienie czasu sprawiło, że przy akompaniamencie nieprzerywanej rozmowy, wynurzanie się drzewa z ciemności było płynne, dostrzegalne i namacalne. Dobrze, że dziewczyny poszły spać. Ten rodzaj mentalnej lewitacji połączonej z porozumieniem w gronie otryckiego nocnego paktu nie byłby do osiągnięcia w ich towarzystwie.
Sobota była dniem rozwiązań. Dlatego słońce z trudem pokonało w końcu chmury. Wraz ze światłem rozpoczęły się wariacje temperatury, która skakała jak oszalała zmuszając do gimnastyki: polar włóż, polar zdejm, polar włóż, polar zdejm. Niebo oddało nam Połoniny i znów można było siedzieć na balkonie i mieć na czym zawiesić wzrok, utkwiony do tej pory jedynie w mlecznej spleśniałej zawiesinie mgły. Nadchodząca noc była spokojna lecz ponownie bezsenna.
Powrót do Miasta, jak zawsze, jest bardzo trudny.
poniedziałek, 26 maja 2008
Powrót do Miasta
o
23:22
|
Etykiety: Luźne myśli, Otryt
Subskrybuj:
Posty

O tak żołnierze w nocnym pociagu to jest coś co każdy lubi :D
OdpowiedzUsuńZadziwiajace było to, że cała agrasja była skierowana tylko w strone własnej grupy. Przechodzący współpasażerowie byli zupełnie bezpieczni. Na czas mijania bójka ustawała jak na czas igrzysk, by wrócic do okladania się pięściami, gdy nikt postronny nie mógł juz oberwać ;-)))))
OdpowiedzUsuń